wtorek, 31 października 2017

Blade Runner 2049


 
Jest około godziny 23:00, a ja właśnie wróciłem z seansu Blade Runner’a 2049. Mowa tutaj o kontynuacji klasyka z 1982 a jak ostatnimi czasy Holywood wychodzą sequele, wszyscy wiemy: dzielą się na te wtórne ale dostarczające krótkotrwałej przyjemności (choć lekko zajeżdżającej nekromancja) i te marne. Kino zostało zdominowane przez proste, popcornowe filmy w których fabuła stanowi dodatek do efektów. Oczywiście nie mam nic przeciwko porządnej porcji rozrywki, ale ileż można?
Jak więc na tym tle wypada Balde Runner 2049? Bardzo dużo o tym filmie słyszałem, a wszystkie opinie jakie dano mi przeczytać były niemalże bezkrytycznymi peanami. Z ogromną satysfakcją, mogę stwierdzić, że nie było w nich krzty przesady.

Deckard powraca na ekran po 35 latach

Dzieło Denisa Villeneuve to film pod niemalże każdym względem doskonały. Rozczarują się jednak ci, którzy będą oczekiwać od niego dobrej zabawy, żartobliwych dialogów i wspaniałych scen akcji. Ani razu się na nim nie zaśmiałem, wybuchy da się policzyć na palcach jednej ręki, a tempo jak na dzisiejsze standardy jest wręcz ślamazarne. Co absolutnie nie zmienia faktu, że jest to zdecydowanie najbardziej niesamowite kinowe doświadczenie jakie przeżyłem od wielu lat.

Cóż więc składa się na ów sukces? Zacznę od nietypowej, bo technicznej strony. Przez recenzję, które czytałem przed seansem jak mantra powtarzał się zwrot, że każdy kadr w filmie jest tak śliczny, że można by go powiesić na ścianie jako obraz. Wydawało mi się to absolutnie niemożliwe i specjalnie szukałem w czasie seansu jakiekolwiek sceny do której mógłbym się przyczepić pod kątem wizualnym. Z radością oświadczam, że nie udało mi się jej znaleźć a film w mojej (nie)skromnej opinii MUSI dostać Oscara za zdjęcia. Każe ujęcie jest maksymalnie dopieszczone, nie ważne czy bohater z kimś rozmawia, przechadza się wśród pyłu, czy też toczy rozpaczliwą walkę – widać, że każdy kadr był starannie przemyślany i dopracowany. Projekty lokacji są wręcz miażdżące, przytłaczają swoja szczegółowością, brutalnym i zimnym pięknem, a także oszałamiają pomysłowością. Identycznie jest jeśli chodzi o koncept kostiumów. 

Każdy kadr to małe arcydzieło

Film w żaden sposób nie kopiuje oryginalnego Blade Runner’a. Twórczo rozwija przedstawione wcześniej idee, w umiejętny sposób nawiązuje do spuścizny dzieła z 1982 a przy tym pozostaje w pełni odrębny, niepowtarzalny i… dużo bogatszy. To przykład kontynuacji doskonałej, która poszerza problemy zapoczątkowane w pierwszej części, zachowuje własny styl i dodaje wiele od siebie. Być może część czytelników uzna te słowa za herezję, ale dla mnie Blade Runner 2049 jest lepszy niż film Ridleya Scott’a. To dzieło pełniejsze, ciekawsze, zadające inne, równie ważne, lub nawet ważniejsze pytania.

Tempo, jak już wspomniałem, jest nieśpieszne. Powolne, długie ujęcia budują gęsty, niemalże oniryczny klimat. Dzięki temu też wszystkie sceny akcji wybrzmiewają w odpowiedni sposób. Nie są one również pod żadnym względem przesadne, ale dzięki swej autentyczności budzą ogromne emocje.

Mroczny klimat antyutopii jest niemalże namacalny


Scenariusz jest ciekawy i skłania do myślenia. Poruszono w nim uniwersalne, acz bliskie dzisiejszemu człowiekowi kwestię. Problemy w nim przedstawione to wciąż fantastyka naukowa, ale odczytując je jako metaforę, da się odnaleźć spostrzeżenia względem naszej rzeczywistości. Sama historia nie jest specjalnie dynamiczna, ale z pewnością intrygująca, a postacie zachowują się w autentyczny sposób. Wszystkie role są też bardzo dobrze zagrane, Ryan Gosling zaliczył tutaj chyba najlepszy występ z całej swojej dotychczasowej kariery, Ana de Armas sprawdza się idealnie, a Jared Leto (choć bliski przeszarżowania), we wspaniały sposób buduje wizerunek szalonego wizjonera. Harrison Ford nie lśni tutaj specjalnie, ale jego gra jest co najmniej dobra. Zresztą jego czas ekranowy i tak jest dużo mniejszy niż sugerują tą promocyjne plakaty.

Efekty są świetne i trudno mi wyobrazić, aby kiedykolwiek mogły się zestarzeć. Wykreowany przez film świat stanowi przerażającą, wypełnioną szczegółami antyutopię. Każda kropla deszczu, każdy monumentalny budynek, każdy hologram budują cudownie złudną wizję straszliwego i ciekawego zarazem świata. 

Audiowizualnie powala


Muzyka jest szczątkowa, składa się głównie z mocnych „uderzeń” w odpowiednich momentach – zresztą odnoszę wrażenie, że Hans Zimmer nie umie już tworzyć nic innego. Mimo to, taki format idealnie pasuje do dzieła Denisa Villeneuve i warstwa audio także współgra z całością składając się na absolutnie niesamowity efekt końcowy.

Podsumowując, Blade Runner 2049 to niesamowite, filmowe doświadczenie. Nie pamiętam kiedy po wyjściu z kina czułem, że obejrzałem coś tak wizjonerskiego Niech najlepiej świadczy o tym fakt, że ja i moi znajomi jeszcze kilka chwil po napisach siedzieliśmy w totalnej ciszy, a gdy wstaliśmy z foteli większość z nas nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zdaje sobie także sprawę, że nie każdego ten film tak „chwyci” jak mnie , zresztą wśród z osób z którymi byłem na seansie jedna także nie była usatysfakcjonowana. Wierzę jednak, że jest to dzieło, z którym zdecydowanie warto się zapoznać, a ja sam mam wielką przyjemność przyznać mu najwyższą ocenę.

Ocena końcowa: 10/10

Tekst opublikowany również w The Nowodworek Times