Jest około godziny
23:00, a ja właśnie wróciłem z seansu Blade Runner’a 2049.
Mowa tutaj o kontynuacji klasyka z 1982 a jak ostatnimi czasy
Holywood wychodzą sequele, wszyscy wiemy: dzielą się na te wtórne
ale dostarczające krótkotrwałej przyjemności (choć lekko
zajeżdżającej nekromancja) i te marne. Kino zostało zdominowane
przez proste, popcornowe filmy w których fabuła stanowi dodatek do
efektów. Oczywiście nie mam nic przeciwko porządnej porcji
rozrywki, ale ileż można?
Jak więc na tym tle
wypada Balde Runner 2049? Bardzo dużo o tym filmie słyszałem, a
wszystkie opinie jakie dano mi przeczytać były niemalże
bezkrytycznymi peanami. Z ogromną satysfakcją, mogę stwierdzić,
że nie było w nich krzty przesady.
Deckard powraca na ekran po 35 latach |
Dzieło Denisa
Villeneuve to film pod niemalże każdym względem doskonały.
Rozczarują się jednak ci, którzy będą oczekiwać od niego dobrej
zabawy, żartobliwych dialogów i wspaniałych scen akcji. Ani razu
się na nim nie zaśmiałem, wybuchy da się policzyć na palcach
jednej ręki, a tempo jak na dzisiejsze standardy jest wręcz
ślamazarne. Co absolutnie nie zmienia faktu, że jest to
zdecydowanie najbardziej niesamowite kinowe doświadczenie jakie
przeżyłem od wielu lat.
Cóż więc składa
się na ów sukces? Zacznę od nietypowej, bo technicznej strony.
Przez recenzję, które czytałem przed seansem jak mantra powtarzał
się zwrot, że każdy kadr w filmie jest tak śliczny, że można by
go powiesić na ścianie jako obraz. Wydawało mi się to absolutnie
niemożliwe i specjalnie szukałem w czasie seansu jakiekolwiek
sceny do której mógłbym się przyczepić pod kątem wizualnym. Z
radością oświadczam, że nie udało mi się jej znaleźć a film w
mojej (nie)skromnej opinii MUSI dostać Oscara za zdjęcia. Każe
ujęcie jest maksymalnie dopieszczone, nie ważne czy bohater z kimś
rozmawia, przechadza się wśród pyłu, czy też toczy rozpaczliwą
walkę – widać, że każdy kadr był starannie przemyślany i
dopracowany. Projekty lokacji są wręcz miażdżące, przytłaczają
swoja szczegółowością, brutalnym i zimnym pięknem, a także
oszałamiają pomysłowością. Identycznie jest jeśli chodzi o
koncept kostiumów.
Każdy kadr to małe arcydzieło |
Film w żaden sposób
nie kopiuje oryginalnego Blade Runner’a. Twórczo rozwija
przedstawione wcześniej idee, w umiejętny sposób nawiązuje do
spuścizny dzieła z 1982 a przy tym pozostaje w pełni odrębny,
niepowtarzalny i… dużo bogatszy. To przykład kontynuacji
doskonałej, która poszerza problemy zapoczątkowane w pierwszej
części, zachowuje własny styl i dodaje wiele od siebie. Być może
część czytelników uzna te słowa za herezję, ale dla mnie Blade
Runner 2049 jest lepszy niż film Ridleya Scott’a. To dzieło
pełniejsze, ciekawsze, zadające inne, równie ważne, lub nawet
ważniejsze pytania.
Tempo, jak już
wspomniałem, jest nieśpieszne. Powolne, długie ujęcia budują
gęsty, niemalże oniryczny klimat. Dzięki temu też wszystkie sceny
akcji wybrzmiewają w odpowiedni sposób. Nie są one również pod
żadnym względem przesadne, ale dzięki swej autentyczności budzą
ogromne emocje.
Mroczny klimat antyutopii jest niemalże namacalny |
Scenariusz jest
ciekawy i skłania do myślenia. Poruszono w nim uniwersalne, acz
bliskie dzisiejszemu człowiekowi kwestię. Problemy w nim
przedstawione to wciąż fantastyka naukowa, ale odczytując je jako
metaforę, da się odnaleźć spostrzeżenia względem naszej
rzeczywistości. Sama historia nie jest specjalnie dynamiczna, ale z
pewnością intrygująca, a postacie zachowują się w autentyczny
sposób. Wszystkie role są też bardzo dobrze zagrane, Ryan Gosling
zaliczył tutaj chyba najlepszy występ z całej swojej
dotychczasowej kariery, Ana de Armas sprawdza się idealnie, a Jared
Leto (choć bliski przeszarżowania), we wspaniały sposób buduje
wizerunek szalonego wizjonera. Harrison Ford nie lśni tutaj
specjalnie, ale jego gra jest co najmniej dobra. Zresztą jego czas
ekranowy i tak jest dużo mniejszy niż sugerują tą promocyjne
plakaty.
Efekty są świetne
i trudno mi wyobrazić, aby kiedykolwiek mogły się zestarzeć.
Wykreowany przez film świat stanowi przerażającą, wypełnioną
szczegółami antyutopię. Każda kropla deszczu, każdy monumentalny
budynek, każdy hologram budują cudownie złudną wizję
straszliwego i ciekawego zarazem świata.
Audiowizualnie powala |
Muzyka jest
szczątkowa, składa się głównie z mocnych „uderzeń” w
odpowiednich momentach – zresztą odnoszę wrażenie, że Hans
Zimmer nie umie już tworzyć nic innego. Mimo to, taki format
idealnie pasuje do dzieła Denisa Villeneuve i warstwa audio także
współgra z całością składając się na absolutnie niesamowity
efekt końcowy.
Podsumowując, Blade
Runner 2049 to niesamowite, filmowe doświadczenie. Nie pamiętam
kiedy po wyjściu z kina czułem, że obejrzałem coś tak
wizjonerskiego Niech najlepiej świadczy o tym fakt, że ja i moi
znajomi jeszcze kilka chwil po napisach siedzieliśmy w totalnej
ciszy, a gdy wstaliśmy z foteli większość z nas nie mogła
powstrzymać uśmiechu. Zdaje sobie także sprawę, że nie każdego
ten film tak „chwyci” jak mnie , zresztą wśród z osób z
którymi byłem na seansie jedna także nie była usatysfakcjonowana.
Wierzę jednak, że jest to dzieło, z którym zdecydowanie warto się
zapoznać, a ja sam mam wielką przyjemność przyznać mu najwyższą ocenę.
Ocena końcowa: 10/10
Tekst opublikowany również w The Nowodworek Times
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz