sobota, 2 grudnia 2017

Dawca Przysięgi I - recenzja



Niemal trzy lata niecierpliwie oczekiwałem trzeciego tomu Archiwum Burzowego Światła. Muszę przyznać, że „Drogę Królów” i „Słowa Światłości” uważam za szczytowe osiągnięcie literatury rozrywkowej, a moje oczekiwania związane z „Dawcą Przysięgi” były bardzo wysokie.

Tym o czym warto wspomnieć na samym początku jest fakt, że książka została podzielona w Polsce na dwie części i to, co czytałem jako „Dawca Przysięgi I” to zaledwie 2/5 rzeczywistego „Dawcy Przysięgi”. Ta recenzja odnosi się oczywiście właśnie do owego kawałka całej historii, a w styczniu możecie spodziewać się mojej opinii na temat „Dawcy Przysięgi II”.

Moim ulubionym bohaterem całego cyklu był zawsze Dalinar Kholin, dlatego też bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że autor właśnie jemu zamierza poświęcić trzeci tom swojej monumentalnej sagi. Jeśli mam być jednak szczery to udział Czarnego Ciernia w tej książce mocno mnie zawiódł. Z retrospekcji nie dowiadujemy się o nim praktycznie niczego, ponadto co już wiedzieliśmy. Zaś jego wątek w głównej linii czasowej jest raczej mało interesujący. Nie obfituje w zwroty akcji, ani konflikty, zdaje się być niemal wyprany z większych emocji. Oczywiście, wciąż mamy do czynienia z literaturą Brandona Sandersona, więc w końcowej fazie książki pojawia się kilka naprawdę mocnych zdarzeń, ale w porównaniu z tym do czego przyzwyczaiło nas ABŚ jest raczej przeciętnie. Co nie znaczy źle! To wciąż historia przynajmniej dwa razy lepsza od wszystkich innych powieści rozrywkowych, rzecz w tym, że niekoniecznie dobrze znosząca porównanie z legendą poprzednich tomów.

Kaladin i Shallan mają bardzo przyzwoicie poprowadzone wątki, ale znów odnosiłem wrażenie, że brak w nich jakiegoś mocniejszego konfliktu. Główne postaci praktycznie nie mają wrogów, co sprawia że mimo interesujących wydarzeń czuć tutaj brak napięcia. Nawet pomimo, że w miejscu akcji naraz przebywają Kaladin i Amaram!

Kolejnym z zarzutów jaki muszę wytoczyć książce jest pewna przesada, widoczna w możliwościach bohaterów. Ja zdaję sobie sprawę, że Świetliści Rycerze powrócili, ale w chwili obecnej zaliczają się do nich już niemal wszyscy. Co gorsza zyskali oni nowe moce, przez co zaczyna się czuć w powieści lekko kiczowatego ducha super-hero, który było co prawda wcześniej w ABŚ obecny, ale dawkowany w taki sposób że wzbudzał dreszcze a nie kpiące uśmieszki. Tym razem Brandon chyba lekko przesadził, ponieważ to co dawniej stanowiło dla wszystkich zabójcze zagrożenie staję się teraz dziecinną igraszką. Pozwolę sobie również przemilczeć kwestię Dywizjonu lotniczego „most numer cztery”, którą uznaje za mocno nietrafiony pomysł.

Czyżbym był więc rozczarowany lekturą i uważał czas nad nią spędzony za zmarnowany? Absolutnie nie! To wciąż świetna, wciągająca historia, osnuta wokół postaci, które zdążyliśmy już polubić. Nie jest przy tym sztampowa i na całe szczęście udaje jej się uniknąć łatwego, czarno-białego podziału. Końcowe strony zaś, wypełnione są kilkoma naprawdę świetnymi motywami, zapowiadają przyszłe odkrycie kart i jakiś szokujący zwrot akcji.

Świat przedstawiony dalej jest wręcz przebogaty, zasiedlony dziesiątkami interesujących postaci, wypełniony szczegółami i zachwycającymi detalami. Jednym do czego jestem w stanie porównać to uniwersum jest Śródziemie i Westeros.

Czy mogę więc powiedzieć, że lektura w pełni mnie usatysfakcjonowała i była tak niesamowitym przeżyciem jak poprzednie tomy? Z żalem stwierdzam, że nie. Myślę, jednak, że jest to wina podziału tego tomu na dwie części. De facto, dostaliśmy zaledwie wstęp i początek rozwinięcia tego tomu, a naszkicowana w „Dawcy Przysięgi I” sytuacja zdaje się obiecywać przyszłe, podniosłe wydarzenia. To genialna, acz niepełna powieść. Z niecierpliwością oczekuję drugiej części, ale tej nie jestem w stanie uczciwie wystawić maksymalnej noty. Tak więc Dawca Przysięgi otrzymuje ode mnie 8/10.

Ocena końcowa: 8/10

PS: Tłumaczenie ma kilka błędów stylistycznych, jestem też przekonany że brakuje w książce jednego znaku rozpoczęcia nowego rozdziału. Pomijając prześliczną okładkę, to od strony technicznej jest dość kiepsko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz